sobota, 11 sierpnia 2018

Nowy Króliczek Stada Nagietka!


Imię: Cardef. Jest to jedyny w swoim rodzaju żart, ponieważ jedynie lewe ucho królika jest czarne - cała reszta futerka jest jasnoruda.
Znaczenie imienia: Czarny Królik
Płeć: Samczyk
Wiek: 2 miesiące
Stado: Stado Nagietka
Stanowisko: Króliczek
Rodzina:
Mama - Zimer
Tata - Zykir [*]
Rodzeństwo - Nacdef [*]
Charakter: Cardef jest wulkanem energii. Interesuje go niemal wszystko - od zajęć medyka, po tereny innych klanów. Wszędzie wściubia swój nosek, co często kończy się dla niego niezbyt przyjemnie. Mały powoli uczy się opanowywania swojego charakteru. Królik pali się niemal do wszystkiego, jednak tylko w części przypadków nie kończy się to fiaskiem. Jest uparciuchem i stara się osiągać swoje cele, jednak gdy tylko ktokolwiek go skrytykuje lub sytuacja pójdzie nie po jego myśli, zaszywa się w sobie i obraża na cały świat. Absolutnie nie można powiedzieć o nim, że jest niemiły lub pyskaty. Szanuje każdego współklanowicza do tego stopnia, że każde złe słowo mocno bierze do siebie. Z natury jest uczynny i życzliwy, jednak słabo rozumie potrzeby innych. Lubi postawić się w reakcji na naganę, jednak szybko pokornieje, a wręcz kurczy się w sobie i obraża. Łatwo go zranić i równie łatwo udobruchać. Co dziwne, nie przepada za towarzystwem, choć lubi od czasu do czasu pobaraszkować z rówieśnikami. Jest małym chytrusem i lubi oszukiwać dla własnych celów, jednak na razie są to tylko drobne przewinienia, których nikt nie traktuje poważnie. Zwykle najpierw działa, potem myśli, czego niekiedy żałuje. Jest niezwykle naiwny, jednak nie lubi być pomiatany. Z powierzonych obowiązków wywiązuje się solennie, z zapałem. Ma tendencję do poniżania samego siebie, lecz dostrzega dobre cechy innych.
Historia: Mały Cardef przyszedł na świat jako owoc związku samotniczki Zimer i samotnika Zykira. Pierwszy miesiąc życia Cardef spędził na zabawach z bratem i poznawaniu świata, który ograniczał się jedynie do niewielkiej norki w ziemi i polanki otoczonej bukszpanem. Wszystko jednak uległo diametralnej zmianie, gdy pewnej chłodnej nocy schronienie rodziny znalazł lis. Dzielny Zykir postanowił dać dzieciom i ukochanej czas na ucieczkę i poświęcił swoje życie, by Zimer mogła wziąć Cardefa oraz Nacdefa i uciec z nimi w las, gdzie jeszcze nigdy sama się nie zapuszczała. Mimo wyczerpania zdołała dotrzeć do granicy klanu Nagietka. Chociaż Zykir zyskał dla niej trochę czasu, lis szybko pognał w trop za Zimer. Królica pozostawiła więc króliczki schowane w krzakach, a sama pokicała dalej, odwracając uwagę lisa od dzieci. Co ciekawe, udało jej się przeżyć, jednak nikt nie wie, gdzie się podziewa - prawdopodobnie zaszyła się gdzieś na neutralnych terytoriach jako pustelniczka. Cardef i Nacdef zaś, przerażeni, leżeli w gęstych zaroślach, dopóki nie znalazł ich patrol klanu Nagietka. Po szybkiej naradzie zabrano ich do obozu, gdzie wyziębionymi i wycieńczonymi podróżą maluchami zajął się medyk klanu. Niestety, Nacdef był na tyle słaby, że nie przeżył nocy. Cardef zaś, przeniesiony do żłobka, został zapoznany ze swoją sytuacją i oddany pod opiekę przybranej matki. Mimo wszystko króliczek nadal nie wie zbyt dużo o swojej historii. Jest świadomy jedynie tego, że urodził się poza klanem. Wyłącznie przywódca klanu zna prawdę - udało mu się wyśledzić ją podczas patroli.
Właściciel: maximiko112353@gmail.com / Maximiko (hw)

czwartek, 9 sierpnia 2018

Nowa Patrolująca Stada Nagietka

Imię: Cuhli
Znaczenie imienia: Cichy liść
Płeć: Samica
Wiek: 20 miesięcy
Stado: Stado Nagietka
Stanowisko: Patrolujący
Nauczyciel: Jodmer
Uczeń: -
Rodzina:
Mama - Festa[*]
Tata - Semjol[*]
Rodzeństwo -Zimfo[*] i Zefer [*]
Relacje: ///
Umiejętności:
Zmysły - 30
Siła - 20
Zwinność - 25
Inteligencja - 25
Charakter: Cuhli ogólnikowo rzecz mówiąc jest raczej skrytą i tajemniczą króliczką. Nie lubi mówić zbyt wiele o sobie i swojej przeszłości. Mimo swego skrycia jest miła i pomocna. Nie zostawia innego królika w potrzebie. Stosunkowo łatwo zjednuje sobie przyjaciół jednak jej zaufanie i przyjaźń trudno zdobyć. Jest nieufna wobec obcych. Woli unikać otwartych starć i atakować z ukrycia. Przez swój niewielki rozmiar często brakuje jej siły jednak nadrabia to zwinnością, taktyką i inteligencją. Wobec przyjaciół jest otwarta i towarzyska. Wysłucha każdego i zawsze służy dobrą radą. Powierzone jej tajemnice na zawsze zostają sekretem. Cuhli nie lubi królików aroganckich i zbyt pewnych siebie co uważają się za pępek świata i nie widzą nic poza końcem własnego nosa. Zdarzają jej się dni gdzie bywa chamska i opryskliwa jednak są one rzadkością. Mimo swojej uległości potrafi walczyć o swoje.
Historia: Co prawda króliczka nie lubi opowiadać o swojej historii ale tym razem zaspokoi waszą ciekawość. Cuhli urodziła się jako samotnik wychowywana przez rodziców z dwójką braci. Jako najsłabsza z miotu miała trudny początek. Dostawała niezłe nauczki od większych i silniejszych braci jednak to dawało jej dalszą motywacje do przeżycia. Którejś nocy jej norka została zaatakowana przez lisa. Przeżyła jako jedyna, ponieważ jako najmniejszej udało jej się ukryć w jakiejś pobliskiej dziurze. Przez jakiś czas radziła sobie sama a potem dołączyła do stada nagietka.
Właściciel: Lia x3 - Howrse

Od Nacmas'a cd Zoti

- Właściwie to tylko wieczorny patrol - przyznałem. - Ale do tego czasu, mamy mnóstwo czasu na szukanie ziół i tych podobnych.
- To wspaniale - ucieszyła się Zoti. - Poczekaj chwilę, sprawdzę, co kończy się w moim magazynie.
Kiwnąłem łebkiem i usiadłem na ziemi. Spojrzałem na swoją łapkę, wyglądała całkiem nieźle. Na pewno dam radę pomóc medyczce.
Przyszła chwilę późnej. Na jednym wdechu wyrecytowała, co musimy znaleźć. Nie zapamiętałem wiele, więc po prostu zdam się na Zoti. Wyruszyliśmy. Po obozie krzątało się już wiele królików. Spojrzałem na stos z jedzeniem, który był już znacznie większy. Zaproponowałem Zoti, by coś zjadła. Ta jednak odmówiła, mówiąc, że zjemy coś po drodze. Właściwie, to znacznie lepszy pomysł. Pierwsze roślinki znaleźliśmy niedaleko. Były potrzebne nam wyłącznie korzenie, więc szybko wygrzebaliśmy je z ziemi. Miały nieprzyjemny zapach.
- Na co to? - zapytałem, szturchając łapą jedno kłącze.
- Na zakażenie, rozkłada się to na rany - wytłumaczyła. Podziwiałem Zoti za jej umiejętności. Była niesamowita! Robiła to, co kocha. Spotkaliśmy właśnie poranny patrol, który wracał do obozu. Zgodził się zabrać korzenie ze sobą i zostawić je w legowisku medyka. Ruszyliśmy dalej. Roślinę, której szukaliśmy, znaleźliśmy dopiero w pobliżu rzeki. Woda szumiała głośno. Zbliżyłem się. Kilka kropel wody spadło mi na wąsy, strzepałem to z niesmakiem. Zoti rozpoczęła ścinanie łodyg. Pomogłem jej w tym i ułożyliśmy rośliny równo kawałek od brzegu.
- Zostawmy to tutaj, dalej widziałam mak, zbierzemy nasiona - poinformowała medyczka.
- Oczywiście - zgodziłem się. Zbieranie maku było przyjemnie. Pachniał aromatycznie, ale wiedziałem, że poczęstowanie się nimi, nie będzie rozsądne. Zawinęliśmy je w liście, aby nie pogubiły się po drodze. Znaleźliśmy przy okazji kocimiętkę. Zawsze może się przydać, prawda? Wróciliśmy nad rzekę. Ku naszemu zdziwieniu roślinek nie było.
- Jak to możliwe? - zdziwiła się Zoti. Spojrzałem na nią zaskoczony. Wtedy wyczułem w powietrzu ten zapach... Stado Bzu!
Zoti?

wtorek, 7 sierpnia 2018

Od Britih CD. Cetsu



Czasami już traciłam siły, sama nie wiedziałam gdzie teraz się znajduje. Chwilami nawet chciałam się wrócić, jednak nie wiedziałam skąd przyszłam i gdzie dokładnie bym trafiła. To wszystko było tak zagmatwane że zaczęłam biec, szczerze nie zważając na nic. Zamknęłam oczy bojąc się że trafię znów w jakieś nieznane mi dotąd miejsce, właściwie tych terenów  również nie znałam wcale. Po kilkugodzinnym biegu musiałam odpocząć, nabrać sił choć wcale nie byłam jeszcze tak zmęczona.  W oddali zieleniła się trawka, jak i kończyna. Bez wahania podeszłam tam i zaczęłam się w niej tarzać. Moje futerko pachniało cudownie... Nieopodal słychać było jakiś dziwnie znajomy mi dźwięk, kilka razy już do słyszałam. Był to mały wodospad, uśmiechnęłam się radośnie widząc to, piękne miejsce...wręcz cudowne. Oczywiście wydałam z siebie również cichutki dźwięk radości,  pisnęłam. Napoiłam się i ogółem rozejrzałam po pięknych terenach. Miałam nadzieje że nic tutaj mi nie grozi. Wokół była polana i las, śpiewały wdzięcznie ptaki. Moją fascynacje terenami przerwał dziwny zapach, czułam że ktoś mnie obserwuje. Zaczęłam nasłuchiwać, wiedząc że jak będzie to większy drapieżnik nie ucieknę zbyt szybko. Zapach jednak był mocny lecz i orzeźwiający. Czyli  mógł być to jedynie królik...choć nieznajomy mi królik. Nagle obok mnie zjawiła się jakaś zjawa...
Właśnie wtedy się obudziłam, moje futerko było całe posklejane od potu. Wyszłam by się przewietrzyć, okazało się że jest już późny ranek więc szybko wyskoczyłam na patrol. 
***
Dopiero wieczorem ktoś mi towarzyszył, była to oczywiście Cetsu którą znam już dość długi czas i szanuję. Tego wieczoru obie wybrałyśmy się na mały spacerek, lecz gdy przechodziłyśmy obok granicy ze Sadem Jaśminu poczułyśmy obcy zapach. Ja oczywiście cofnęłam się w tył, ogółem chyba chowając się za Alfę.
- Cetsu...chyba to ktoś kto nie chce się ujawnić- powiedziałam jak to ja szeptem.
- Jest tutaj ktoś?- zapytała Alfa rozglądając się.
Ja również postanowiłam stać się uważna, po chwili z krzaków wyszedł królik o białym futerku i szarych znaczeniach.

(Cetsu?) 

Od Larsu

Biegłem przed siebie, w daleki świat, gdzie żadna z ludzkich rąk nie śmie mnie dotknąć. Były to oczywiście moje tereny  które doceniałem w każdej sekundzie mojego nic nie wartego życia. Kochałem je, jak króliki które były tutaj przed moim panowaniem. Niektóre pyszczki zapamiętałem, ale chyba tylko te które były dla mnie w jakiś sposób znaczące. Mój przyjaciel często chodził ze mną na spacer, kicaliśmy po tych samych terenach co teraz.Wspomnienia bywają złe...lecz ja pamiętam większość tych pięknych. Oczywiście żadnych chwil nie chcę  zapomnieć, ale śmierć poprzedniego przywódcy, mojego najlepszego przyjaciela ...mogłaby zniknąć, pokicać sobie gdzieś w niebyt, zakamarki mojego króliczego mózgu w które nie zaglądam. Ponieważ była to dla mnie wielka strata. Każdy kto stracił przyjaciela wie o co mi chodzi, nie idzie o tym zapomnieć. Najgorsze są chwile w których sobie przypominasz jak to było za jego czasów lub z nim...Przemyślenia wtedy są wesołe jak i bolesne.
- Cześć.- usłyszałem za sobą. 
Obróciłem się nie wiedząc kto to, i gdzie aktualnie się znajduję. Byłem jedynie pewien że na swoich terenach...lecz przy granicach. 

(Ktoś?)

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Zoti cd. Nacmas'a

Ach tak, to ostatni dzisiejszy obowiązek, przygotować... cóż to? Nacmas? Znowu?
- Jestem, wejdź - powiedziałam z lekkim uśmiechem, szukając powodów wizyty na jego ciele. Od razu widoczne były kolce jeżyny, w tym jeden wbity w prawą przednią łapkę. - Widzę że coś ciekawego stało się na patrolu - zażartowałam. Postanowiłam szybko zająć się jego kończyną, która na pewno bolała.
- Wpadłem w dziurę porośniętą jeżynami - wymruczał. Skinęłam głową w zrozumieniu, dalej z uśmiechem na pyszczku.
- Uważaj, może zaboleć - ostrzegłam go, po czym wyciągnęłam kolec tkwiący w jego łapce. Z rany zaczęła lecieć krew. Szybko oczyściłam rozcięcie, zatamowałam krwotok i założyłam opatrunek.
- Dziękuję - powiedział królik, patrząc na swój narząd ruchu.
- Nie ma za co, tylko błagam cię, bądź bardziej ostrożny, albo chociaż pomóż mi zbierać rzeczy na opatrunki, bo jak tak dalej pójdzie, to sam jeden wyczerpiesz mi zapasy - zaśmiałam się, przy okazji usuwając kolce z futerka samca. Spojrzałam w stronę mojego inwentarzu. - Właściwie to... masz jeszcze dziś coś do zrobienia? - zapytałam.

<Nacmas?>

wtorek, 31 lipca 2018

Od Nacmas'a do Zoti

Lisy. Wszędzie lisy. Biegłem przez zarośla, uciekając drapieżnikom. Łapami szybko opychałem się od ziemi. Dobiegłem do rzeki, gdzie skończyła mi się droga ucieczki. Nastroszyłem futerko i stanąłem naprzeciw wrogom. Już poczułem ślinę jednego nich na moim łebku, gdy obudziłem się w swoim legowisku. Na swoim powstaniu. Skoczyłem na równe nogi i poczułem coś mokrego na swojej głowie. Nie była to ślina, a tylko kapiąca z sufitu rosa. Otrzepałem się i rozejrzałem naokoło. Kilkoro wojowników spojrzało na mnie pytająco, lecz nie odezwali się słowem. Domyślam się, że są już przyzwyczajeni. Również milcząc, wyszedłem na zewnątrz. Po obozie krzątało się już kilka królików. Zerknąłem na stos pożywienia, zebrany dzień wcześniej. Był marny, po wczoraj mało co się ostało. Poczęstowałem się koniczyną. Powoli rozpoczynał się dzień, więc niedługo zapewne wyruszy patrol. Postanowiłem do niego dołączyć. Ruszyłem w stronę wejścia do obozu, gdzie jeszcze nikogo nie było. Zwinąłem się w kulkę i z uszami uniesionymi sztywno do góry rozpocząłem czekanie. Pierwszy członek patrolu zjawił się kilka chwil później. Przywitałem go i zapytałem o pozwolenie na pomoc w patrolu. Nie było z tym problemu. Dołączyło do nas jeszcze dwoje patrolujących i razem udaliśmy się w stronę rzeki, granicy z Klanem Bzu. Droga minęła nam spokojnie. Szedłem na końcu, wsłuchując się we wszystkie odgłosy, tak, jakby zaraz miało coś wyskoczyć z krzaków. Pobratymcom to raczej nie przeszkadzało. Dotarliśmy do samej granicy, gdzie odnowiliśmy ślady zapachowe, aby nie mieć nieproszonych gości. Usiadłem wyżej na kamyku, aby mieć lepszą widoczność na drugą stronę. Nigdy nie wiadomo, czy coś się tam nie czai. Głos przywódcy patrolu wyrwał mnie z czuwania. Ruszyliśmy dalej. Słońce było już wyżej i robiło się coraz bardziej duszno. Nie do wytrzymania. Nasz marsz prowadził na północ, a po lewej stronie z daleka omijaliśmy norę lisa. W tym miejscy byłem bardziej ostrożny niż zwykle. Jeden z patrolujących złamał pod sobą patyk. Oczywiście na początku tego nie wiedziałem i odskoczyłem w bok. Niefortunnie w dziurę porośniętą jeżynami. To nie mogło skończyć się dobrze.
- Żyjesz? - usłyszałem głos lidera patrolu.
- Nawet. - Próbowałem sam wydostać się z pułapki, ale to nie było proste. Króliki pomogły mi. Całe moje futerko pokrywały kolce i czułem pulsujący ból w prawej przedniej łapce.
- Pomogę ci wrócić do obozu - zaproponował jeden z patrolujących, ale odmówiłem. Poradzę sobie sam. Na szczęście nie nalegał i sam udałem się w drogę powrotną.
Dopiero po kilku chwilach zdałem sobie sprawę, co zrobiłem. A jeśli teraz mnie coś zaatakuje? Nie mam szans na przeżycie! To idealny czas na atak wrogiego stada! Panikowałem aż do momentu, gdy nie zobaczyłem ścian obozowiska. Usłyszałem również wesołe głosy budzących się towarzyszy. Wtedy się uspokoiłem.
Udałem się prosto do legowiska medyczki. Wiedziałem, że jestem tam chyba najczęstszym gościem. Zoti ma mnie chyba dosyć.
- Cześć... Jesteś? - zawołałem u wejścia. Nie mam zwyczaju jej nachodzić, więc czekałem, aż zaprosi mnie do środka. Nie chcę jej przeszkadzać, bo może robi coś ważnego.

Zoti?
Szamanka Bajkowe Szablony